poniedziałek, 14 lipca 2014


Ja - zbierający dla Was materiał
Niniejszy wpis jest już ostatnim fragmentem moich wypocin o Korfu, ale przecież nie jest to żadna powieść ani co gorzej łzawogenny tasiemiec, co by należy śledzić poczynania bohaterów od początku. Wszystkie trzy części są całkowicie od siebie niezależne, chociaż ogniwem łączącym jest wyspa Korfu no i ja, jako narrator i obserwator. Wiem, że pierwsza część zainspirowała już jedną osobę (pozdrawiam Krystynkę z Wilna!), więc będę szczęśliwy, jak jeszcze komuś sprawię frajdę  z czytania, zwłaszcza w nasze szare polskie dni, chociaż aktualnie pogoda w Trójmieście wyśmienita!

UWAGA:  Pogrążając się w głębokie przestrzenie zwiedzania i konsumowania kultury, pamiętajcie, że na Korfu, jak i na każdej greckiej wyspie, no może z wyjątkiem plastikowego Santorini, gdzie każdy krzaczek i trawniczek jest od linijki perfekcyjnie skrojony (na Santorini nie ma hoteli z wyżywieniem all-inclusive, co ma sprzyjać rozwojowi przedsiębiorców branży gastronomicznej), jednak przede wszystkim: Je, Pije, Tańczy i Tyje!



Pocztówkowy Achilleion

"Być na Korfu i nie zobaczyć Achilleionu, to jak być w Rzymie i nie przejść się do Watykanu" -  usłyszałem od egzotycznej Polki urodzonej w Kosowie. Powiedzmy, że to zestawienie mnie przekonało, więc wybrałem się na zwiedzenie letniej rezydencji słynnej Sissi.

http://www.billerantik.de/
Cesarzową Austrii i królową Węgier Elżbietę kojarzy pewnie każdy dzieciak lat dziewięćdziesiątych, który oglądał Fox Kids. Sissi (bo tak zwykli nazywać ją najbliżsi i pod tym pieszczotliwym "imieniem" zapisała się na kartach historii) przedstawiona w kreskówce jako przemiła, niewinna, infantylna, ale buntownicza księżniczka wyróżniająca się niezwykłą urodą i bujnymi blond lokami. Nic bardziej mylnego! Sissi miała bardzo ciężki charakter i ogromne trudności z odnalezieniem się w społeczeństwie. Ponadto ukrywała w jamie ustnej okropne zgniłe zęby, których bardzo się wstydziła, co powodowało, że nigdy nie uśmiechała się do zdjęć na całego. Pomimo uzębienia  Sissi była uważana za najpiękniejszą kobietę Europy, słynęła z nieziemskich włosów i niezmiernie cienkiej talii (o ile dobrze pamiętam 42 cm!) i dbała o swoją markę wręcz z uparciem maniaka, torturując się ciasnymi gorsetami. Z politycznego punktu widzenia okazała się bardzo skuteczna dla swojej ojczyzny - Węgier, bo to dzięki staraniom Sissi doszło do powstania Austro-Węgier, kończąc tym samym hegemonię Austrii ( trochę jak Unia Polsko-Litewska co?)

Widok z komnat Achilleionu
Sissi jest porównywana często do księżnej Diany. Mówi się nawet, że Lady Di to Sissi swoich czasów. Sporo w tym prawdy, a nawet można się przerazić jak bardzo historia lubi się powtarzać. Zarówno Sissi  jak i Diana pochodziły ze znakomitych rodów, dzieciństwo spędzając jednak beztrosko, z daleka od dworskiej etykiety. Obydwie nie spodziewały się ciężaru królewskich tiar na ich młodych głowach, ale też obydwie były ogromnie rozpoznawalne, ciężko z tym radziły i popadły przez to w choroby (Diana cierpiała na bulimię, a Sissi na anoreksję). Obydwie też spotkała tragiczna, głośna śmierć - Sissi została zasztyletowana przez anarchistę, który chciał zabić kogokolwiek błękitnej krwi. Więcej o Sissi możecie przeczytać tutaj, a jest to postać niezwykle tragiczna, stąd też tak ciekawa.


Stroniąc od świata i ludzi wiedeńskiego dworu, zwłaszcza po szokującym dla wszystkich samobójstwie syna, Sissi postanowiła wybudować na wyspie Korfu letnią rezydencję. Nazwała ją na cześć helleńskiego herosa Achillesa, który niesamowicie fascynował cesarzową. Obstawiam, że widziała w nim siebie - władza, siła i boska aparycja uwięziona w jednej osobie, a pięta achillesową Sissi było jedynie jej nieszczęsne uzębienie.
Rzeźba Sissi wielkości jej realnego wzrostu

Pałac Achilleion jest miejscem, którego NIE MA SIĘ PRAWA przegapić na Korfu, nawet jeżeli nie ze względów historycznych (bo wiele osób ma wylane w historię), to ze względu na walory estetyczne - przepiękna budowla w stylu, określiłbym, klasycystycznym, położona wysoko w górach, otoczona rajskim ogrodem, który schodzi ku morzu. Wszystko utrzymane w klimacie greckiej mitologii, poprzez piękne rzeźby m.in. oczywiście Achillesa. Miejsce magiczne, a widoki z tarasów zapierające dech w piersi, szkoda więc, że Sissi gościła tutaj, przed swoją nagłą śmiercią, jedynie trzy razy.


For-your-Eyes-Only_1
Odchodząc od tematu Sissi, ale pozostając w temacie Achilleionu, wizytówka Korfu posłużyła scenerią w jednej z ekranizacji Jamesa Bonda! Akcja filmu "Tylko dla Twoich oczu" została usadowiona właśnie na Korfu, a reżyser wykorzystał nie tylko Achilleion, ale  do cna wyeksploatował całą wyspę. Odgrywała nie tylko samą siebie, ale jeszcze Albanię i Hiszpanię. Jeśli temat Bonda na Korfu kogoś zainteresował, poniżej wrzucam dwa artykuły, a my wracamy do relacji z wyspy.

http://www.odkrywamyinterior.pl/grecja/korfu-wedlug-jamesa-bonda/

http://jamesbondlocations.blogspot.com/2012/03/corfu-casino-achilleion-palace-corfu.html


Miasto o trzech twarzach

Spędzając czas na wyspie, sprzedano mi ciekawą tezę, że stolicę Korfu (Kerkyrę), z punktu widzenia jej urbanistyki, architektury czy nawet pewnych zjawisk socjologicznych, można podzielić na trzy części: francuską, brytyjską i oczywiście włoską. Ma się to wiązać z faktem, że dane państwa pełniąc w różnych okresach historii zwierzchnictwo nad wyspą, pozostawiały po sobie ślad, który nie został zatarty po dziś dzień. Nie wiedziałem, na ile to jest prawda, a na ile jedynie chwyt marketingowy mający przywlec turystów, postanowiłem więc to sprawdzić we własnym zakresie. Sporządziłem też dla Was małą fotorelację, żeby zobrazować te odmienności.

CZĘŚĆ FRANCUSKA

Francja dobrała się do wyspy pod koniec XVIII wieku, nie panowała tam długo, jednak zawsze fajnie jest napomknąć o tym romansie, zwłaszcza w celu zwabienia zagranicznych szych do otwierania w mieście luksusowych butików i restauracji. Francuska część jest mniej zwarta od brytyjskiej, chociaż centrum bezapelacyjnie pozostaje lansiarska promenada Liston - wieczorem miejsce defilad miejscowych i zagranicznych "fashionistek", a w dzień miejsce  do "tea time" emerytów, niestety zazwyczaj Niemców, Francuzów czy Anglików (nasz system emerytalny co do zasady pozwala seniorom jedynie na korzystanie z dóbr ogródka działkowego). Z punktu widzenia architektury Liston jest włoskie, jednak obrosło, chcąc nie chcąc, we francuskie piórka i blichtr. Niektórzy nawet wymawiiają nazwę promenady : "listąąąąą" :P

Ponadto w mieście można znaleźć sporo markowych sklepów, co dla mnie było zdziwieniem, bo zazwyczaj na wyspie greckiej się natyka na sklepy z kiczowatymi podróbami. Dużo jest biżuterii, diamentów i zegarków. Dowiedziałem się również, że niedawno księżna Monako Charlene Grimaldi wyposażyła swoje wysportowane ciało w biżuterię wartą kilkadziesiąt tysięcy euro. Moim zdaniem "część francuska" jest pojęciem bardzo naciąganym, bo rzeczy znanych domów czy marek nie są dzisiaj wyznacznikiem "francuskości" ale bardziej "światowości" czy "europejskości". Część ta jest zbudowana w dużym stopniu na stereotypach, chociaż można dać się im ponieść pod wpływem greckiego wina, chińskiej gumy do żucia i angielskiej gazetki.





Korfiańska promenada Liston świecąca pustkami jak sopocki Monciak o poranku


CZĘŚĆ BRYTYJSKA

W wyniku Traktatu Paryskiego (5 listopada 1815) Wyspy Jońskie (w tym oczywiście Korfu) stają się: ''jednorodnym, wolnym i niezależnym państwem pod wyłączną protekcją Króla Brytyjskiego)''. Pierwszym Lordem Wysokim Komisarzem Wysp został w roku 1816 Lord T. Maitland, który 2 maja 1817 nadał Korfu Konstytucję. Na wyspach stacjonowało 3000 żołnierzy brytyjskich.

Dzisiaj pozostałości po Brytyjczykach widoczne są już w chwili, gdy się rzuci okiem na mapę miasta. W sercu tej części znajduje się główny plac miasta - Esplanade, który jest miejscem spotkań młodych ludzi, jak i spędzania przez nich wolnego czasu np. urządzając piknik na przystrzyżonym trawniku. Mam wrażenie, że jest to pewna miniaturka Hyde Parku w Londynie i na pewno takie właśnie wrażenie musi mieć turysta.

Na Esplanade (Spinada square) znajduje się również specyficzny monument wzniesiony na cześć wspomnianego Lorda Wysokiego Komisarza - tzw. Rotunda Maitlanda. Jednak najbardziej brytyjskiego charakteru nadaje placu niewątpliwie boisko do krykieta. Ciekawostką jest, że Grecja ma własną reprezentację narodową w krykieta, która ćwiczy na wyspie (widziałem, że w marinie jest też "basen" na otwartym powietrzu i w otwartej morskiej przestrzeni). Całość ma wieńczyć mocarna Stara Forteca wzbijająca nad tę część miasta i górująca nad Spinada square (chociaż jest raczej włoska, ale miejscowi lubią jednak zaliczać ją do części brytyjskiej).

To już zdecydowanie nie powinno pozostawić żadnych wątpliwości







Rycina z 1894 r. autorstwa H.E. Tidmarsha - grą w krykieta na stadionie Old Trafford


CZĘŚĆ WŁOSKA

Włoska, a dokładniej wenecka, bo to właśnie Wenecja do końca XVIII władała Korfu i zostawiła największy ślad. Pewnie można nawet wkręcić znajomych, twierdząc, że się było w Wenecji i pstryknąć kilka fotek we włoskiej dzielnicy miasta Korfu. W tym wypadku mogę stwierdzić z czystym sumieniem, że włoską architekturę tutaj po prostu WIDAĆ i nie trzeba pokazywać palcem. I nie tylko architekturę, a nawet pewne zwyczaje np. wywieszanie mokrej bielizny, czy nawet włoski temperament kelnerów-naganiaczy, czego w okolicach zmanierowanego Liston nie spotkamy.

Jest tutaj Wenecji tak dużo, że jedynym elementem greckiej architektury są flagi. Jeżeli jesteśmy spragnieni niskich greckich zabudowań z niebieskimi okiennicami, musimy jechać wysoko w góry. Tam przetrwała prawdziwa Grecja. W mieście panuje europejskość, co dla jednych stanowi wielki atut, a dla innych niestety dowód kosmopolityzacji nawet tych najbardziej tradycyjnych zakątków Europy.






Podsumowując, we mnie Korfu  rodzi skojarzenia z adoptowaną córką wielkich mocarstw, która tkwiąc w rożnych okresach historii pod opieką europejskich rodziców, przejmowała po nich charakterystyczne cechy. Nie zmieniło to jednak faktu, że od początku i do dziś w żyłach niereformowalnego miasta płynie grecka krew, co cieszy, bo pokazuje, że można traktować niemiłosierną kosmopolityzację na swój, lokalny i niepowtarzalny sposób.

T.